O Niebie
Myśl o niebie, która jakkolwiek z porządku rzeczy w nadziei raczej ma źródło swoje, jeśli ją we właściwem znaczeniu pojmiemy, bardzo łatwo do miłości pobudzić nas może.
Na czem polegać będzie szczęście i chwała nasza w niebie? Na miłości. Czem się tam zajmować będziemy przez wieczność całą? Tem samem czem się zajmuje i zajmować będzie Bóg dobrotliwy: to jest kochać będziemy.
Wiara w niebie już nie istnieje; ponieważ oglądać będziemy własnemi oczyma to, w co wierzyliśmy za życia.
Nadzieja tak samo w niebie miejsca już mieć nie może; bo z wejściem do nieba, wchodzimy w posiadanie tego wszystkiego, co spodziewaliśmy się z dobroci Bożej otrzymać.
Sama miłość zatem wyłącznie panować tam będzie, zajmując i pochłaniając niepodzielnie całą istotę naszą. Wszystkie uczucia nasze, wszystkie nienasycone pragnienia, zamknie i pochłonie ta wielka i nieogarniona miłość, czysta, święta, najzupełniej bezinteresowna i wyzuta ze wszelkich pobudek miłości własnej. Ta potężna miłość tak ugruntuje i ustali w Bogu wszystkie nasze myśli i uczucia, że tak siebie samych, jak i współtowarzyszów naszej szczęśliwości, nie potrafimy inaczej kochać jak tylko dla Boga i w Bogu: ponieważ w niebie, podług słów świętego Pawła: „Bóg będzie nam wszystkiem we wszystkiem!“
Na koniec ta miłość do tego stopnia wyzuta będzie ze wszelkich widoków osobistych, że na najlżejszy objaw woli Bożej, jednej chwili okażemy gotowość złożenia Bogu ofiary z tej naszej niewypowiedzianej szczęśliwości.
My o potędze tego uczucia wyobrażenia nawet mieć nie możemy, jakkolwiek powołani i przeznaczeni jesteśmy przez wieczność całą w ten, a nie w inny sposób kochać Pana Boga; i ten to ogień miłości Bożej przeniknie i przeistoczy w miłość szczęśliwych mieszkańców nieba; jak przeciwnie, ogień piekielny, przejmie i przemieni potępionych w duchy ziejące nieustanną nienawiścią ku Bogu.
Niebo jest przybytkiem miłości; tak jak piekło jest miejscem, w którem miłość nigdy zagościć nie może; z określenia tego możemy stworzyć sobie najlepsze pojęcie i wyobrażenie o tych dwóch ostatecznych kresach wieczności; i Bóg nawet w ten sposób je piętnuje; panując w niebie przez miłość jedynie, która nieustannie udziela się i wylewa na wszystkich szczęśliwych mieszkańców nieba, i znów napowrót do źródła swego, na łono Trójcy Najświętszej powraca; ten nieustanny przypływ i odpływ miłości Bożej, ciągłą łączność z Bogiem, i najwyższe szczęście wybranych stanowi.
W piekle Bóg także panuje, ale w sposób odmienny, straszny, pozbawiając potępionych na zawsze uczucia Swej świętej miłości! Te dusze nieszczęśliwe muszą nienawidzieć Boga i Bóg ich także nienawidzi; przeklinają Go i On je również przeklął na wieki!
Za życia swego na ziemi nie chciały kochać Boga, złamały święte przykazania miłości; za ten występek i zbrodnię ta największa spotkała je kara, że nigdy już przez wieczność całą nie będą mogły Boga ukochać.
Zapatrując się w ten sposób na rozkosze nieba i na piekła męczarnie, i starając się o żywe zachowanie tych obrazów w pamięci, nie zabraknie nam wówczas pobudek, do ukochania Pana Boga nade wszystko, jeszcze podczas naszego ziemskiego życia!
Wszystkie przykrości, cierpienia i boleści, słodkie nam się staną wobec tej nadziei, że one zapewnią nam szczęście kochania Pana Boga przez wieczność całą, jeśli tu dla Jego miłości potrafimy uzbroić się w cierpliwość i wytrwałość; że nas ochronią od najstraszniejszego z nieszczęść, jakiem jest pozbawienie na wieki tej Bożej miłości w piekielnej otchłani!
Ogromu tego nieszczęścia obecnie pojąć nie jesteśmy w stanie z tej przyczyny; że zajęci własną miłością i przywiązaniem do stworzeń, które serce nasze wypełnia, nie czujemy potrzeby kochania. Ale w piekle zdolność miłości ustaje, tak względem nas samych, jak i względem stworzeń; wtedy to gdy nas straszna otoczy próżnia, zrozumiemy niestety za późno, że tracąc Boga, wszystko straciliśmy zarazem!
Jedynym sposobem uniknienia tego nieszczęścia a zapewnienia sobie szczęśliwości wiecznej, jest w tem życiu jeszcze rozbudzać w sobie, o ile to w mocy naszej, ogień miłości Bożej. W jakim stopniu i w jakiej mierze kochać będę Boga w chwili śmierci mojej, z tem samem uczuciem stanę na sądzie Bożym.
Stopień miłości, jaki wybrani mieli względem Boga za życia, stanowić będzie w niebie stopień ich chwały; żadne zasługi, odróżnienia, bohaterskie czyny, nic tu nie pomogą; miłość wyłącznie i jedynie decydować tu będzie, stawiając jednych bliżej a drugich dalej od Boga, stosownie do stopnia miłości w jakim ich śmierć znalazła.
Ale ta chwila śmierci tak niepewna, a grożąca nam nieustannie, nie jest odpowiednią chwilą do w zbudzenia w sobie żaru miłości Bożej: częstokroć umierający bezprzytomnie, nie wiedzą nawet co się z nimi dzieje; za życia zatem i to codziennie trzeba zbierać zasoby, aby nas śmierć z próżnemi rękami nie zastała.
Do nas należy tylko teraźniejsza chwila; korzystajmyż zatem z drogiego czasu i rozpoczynajmy w tej chwili. Jeżeli odkładać będziemy do jutra, jutro dla nas niepewne, a przytem, jeśli nam dzisiaj brak silnej woli, któż nam zaręczy, że ją jutro mieć będziemy!i tak odkładając z dnia na dzień, doczekamy się śmierci, a w tedy wszystko będzie zapóźno. Jakie życie, taka i śmierć zazwyczaj bywa; żyjąc z dala od Boga, w ostatniej chwili trudno nam będzie zdobyć się na akt miłości Bożej, na akt szczery i skuteczny. Liczyć na to niepodobna, bo wielu już zawiodło się pod tym względem.
Szlachetnem i miłem Bogu pragnieniem, a dla serca ludzkiego bardzo pożytecznem , jest owa gorąca chęć zdobycia jak najwyższego miejsca w niebie, w tym celu, aby będąc bliżej Boga, tem – samem wejść w możliwość większej i gorętszej ku Bogu miłości!
O Boże mój! spraw to łaską Twoją świętą, aby serce moje nie znało już odtąd innego pragnienia; spraw , aby miłość była mi wszystkiem, abym jej pilnie i wytrwale szukał, abym w niej całe moje widział szczęście; spraw o Boże, abym w myśli o niebie nie szukał innych widoków, i innego celu, jak tylko wyłącznie miłości Twojej; abym nie lękał się piekła, jak tylko z tej jednej przyczyny, że tam miłość Twoja nigdy miejsca mieć nie może!
Podziwiamy w świętych podobne uczucia, czemuż więc nie mielibyśmy sami ich naśladować?
Powiemy może, iż nam brak łask odpowiednich. W takim razie sobie, a nie Bogu winę przypisać musimy; na wzór świętych pracujmy wiernie z temi łaskami, które nam Bóg obecnie daje, a możemy być przekonani, że jak im, tak i nam w nagrodę wierności i wytrwałości w służbie Bożej, w odpowiednim czasie Bóg łask swoich obficie przymnoży. Miłość zarówno jak świętość ma stopnie swoje, i z małymi wyjątkami, nikt odrazu uczuć wzniosłych nie zdobył, ani też bohaterskich czynów nie spełnił.
cdn.
Rozmyślania o miłości Bożej (15) – O DRODZE MIŁOŚCI (Kto kocha szczęśliwy jest gdy może cierpieć)
Rozmyślania o miłości Bożej (16) – O DRODZE MIŁOŚCI (O spokoju duszy)
Pozostałe części Rozmyślań o miłości Bożej: TUTAJ
Ks. Jean Nicolas Grou T. J. – Rozmyślania o miłości Bożej. Warszawa 1910.