Bóg jest miłością i źródłem wszelkiej miłości.
I.
„Bóg jest miłością,—mówi Jan święty, i źródłem wszelkiej miłości”.—Duch św., Miłość odwieczna, pochodząca od Ojca i Syna, przepełnia serca nasze. Bóg trzykroć Święty, inną miłością natchnąć mnie nie może, jak tylko tą, którą Sam jest przepełniony. Od wieków ta miłość istniała i bez końca istnieć będzie! Jest ona w pierwiastku swoim, to jest w chwili gdy nam przez Chrzest święty do duszy wszczepioną została — czysta i bez zmazy; później także pozostałaby jasną i czystą we wszystkich swoich objawach i uczynkach, gdyby z biegiem lat moja miłość własna jej nie skaziła.
Uczucie wdzięczności ku Bogu i nadzieja nagrody wcale jej nie psują; owszem w zasadzie te uczucia są czyste i zgodne z wolą Bożą; Jego łaską natchnione i wspierane, są one raczej objawami naszej miłości ku Bogu, a tem samem żadną miarą Samego Boga, głównego przedmiotu naszej miłości, przyćmić nie mogą; obowiązkiem jest moim nawet uwielbiać Boga za otrzymane dary i za te wszystkie, które nam przyobiecał w przyszłości, jakkolwiek nad wszystko i przede wszystkiem powinienem Go kochać dla Niego Samego.
Czyż te uczucia są sprzeczne, czy me dadzą się ze sobą pogodzić?.
W każdym razie jakikolwiek powód, czy wdzięczność, czy nadzieja pobudza mnie do ukochania Boga, zawsze — jakkolwiek na razie sam nie umiem zdać sobie z tego sprawy — głównym wówczas przedmiotem mojej miłości jest Bóg tylko: sam z siebie Boga ukochać nie zdołam, ale tylko tą drogą i w ten sposób, w jaki mnie natchnie Duch św. Nie wymaga On ode mnie żadnych nadzwyczajnych porywów, lecz żąda tylko abym był powolny [poddany] Jego natchnieniu w każdym czasie i w każdej chwili, gdy mnie nawiedzić raczy, oraz bym Jego łasce przeszkód nie stawiał.
Głownem zadaniem całego mego życia być powinno, aby miłość moja ku Bogu, była tą osią i środkiem, około których wszelkie moje uczucia i sprawy mają się obracać. — Resztę dokona Duch św., który według swej woli i upodobania rządzi duszami ludzkiemu. Aby mnie w dobrem utwierdzić, a serce moje od złych myśli odwrócić, przejmuje mnie czasem grozą sądu Boskiego; lub też stosownie do potrzeby mej duszy, przywodzi mi na pamięć, wszystkie niezliczone dobrodziejstwa i łaski, któremi Bóg mnie obsypuje i zmusza tą drogą serce moje, do aktów wdzięczności i uwielbienia ku Bogu, nakłania do umartwień, do cnót heroicznych, do kornego poddania się we wszystkiem najmędrszym Boskim wyrokom; lub też chcąc obudzić we mnie pogardę ziemskich rozkoszy i dodać mi siły do mężnej walki z trudnościam i życia, a do znoszenia w cierpliwości w szelkich utrapień i cierpień, zwraca myśl moją do życia wiecznego, do tej jasnej i niczem nie zamąconej szczęśliwości niebieskiej, którą Bóg przyobiecał wiernym sługom Swoim.
Każda prawie karta Pisma św. tak w Starym jak i w Nowym Testamencie, daje nam niezliczone przykłady tego działania Ducha Św. w sercach ludzkich i uczy nas, jak w podobnych wypadkach i my z całem poddaniem powinniśmy ulegać tym świętym natchnieniom. I tak Prorocy, przez których przemawiał głos Boży, jak i Apostołowie, wierni tłumacze słów Chrystusa Pana, jak i Sam Jezus Chrystus, w niezliczonych naukach i przykładach, podają nam sposoby nieustannego zwracania serca i myśli naszych do Boga; sposoby te jednak jakkolwiek rozliczne i różnorodne, nie przynoszą wcale uszczerbku miłości Bożej w zasadzie; owszem pomagają wielce do utwierdzenia nas w niej i wzmocnienia.
II.
Bóg wymaga, abyśmy Go nad wszystko i dla Niego Samego kochali.
My nędzne i słabe stworzenia, domagamy się także bezinteresownej miłości od równych nam sobie; innem przywiązaniem gardzimy i nie chcemy nawet słyszeć o niem. Każdy mąż czułby się ciężko obrażonym gdyby przypuszczał, że małżonka jego kocha go tylko ze względów osobistej korzyści. Każdy ojciec to samo, w objawach przywiązania i posłuszeństwa swych dzieci nie mógłby czuć zadowolenia, gdyby przypuszczał, że objawy tychże nie są oparte na realnem uczuciu, gdyby podejrzywał, że go kochają jedynie w nadziei zysku lub na grody. A nawet i panowie ziemscy wymagają od sług swoich serca i przywiązania, i niechętnie patrzą na takich, którzy im służą z musu, z konieczności, ze względu na zapłatę i na korzyści, jakich się od swoich panów spodziewają. Przyjaźń — uczucie wzniosłe i szlachetne — zamieniłaby się w proste kupiectwo, w wyrafinowaną spekulację, gdyby opierała się jedynie na zasadzie oddawania sobie nawzajem , miłych sercu przysług i uprzejmości.
„Na czem polega uczucie miłości?” — Odpowiedź bardzo trafną dał na to pytanie jeden z poganów. „Miłość polega na pragnieniu dla ukochanej osoby jak największego szczęścia i powodzenia, bez względu na jakąkolwiek naszą osobistą korzyść”. Zdanie, że wielcy ludzie, rzadko kiedy mają prawdziwych przyjaciół, pochodzi stąd, że zazwyczaj ludzie nie przywiązują się do nich dla ich niezwykłych osobistych zalet, ale po prostu dla własnej korzyści, dla interesu, w celu ubiegania się za ich wpływem o dostojeństwa i zaszczyty.
Na koniec któż kiedykolwiek w oświadczaniu swoich uczuć i przywiązania był o tyle niezręcznym, aby pozwolił drugim domyślać się nawet, że pobudką jego starań i zabiegów jest własny interes? Z góry mógłby być przekonany, że w podobnym wypadku spotkałby się z odrzuceniem i wzgardą.
A zatem ludzie w stosunku do siebie pod względem delikatności uczuć i przywiązania, trzymają się tych koniecznych zasad i reguł, aż do przesady; tak czynem, jak słowem okazują sobie nawzajem, różnorodne odcienia uczuć szlachetnych, częstokroć fałszywych i udanych; w zasadzie jednak wiedzą, iż te uczucia szczere być powinny, i domagają się tychże od drugich: a Bóg, dobro nieskończone, który Sam wyłącznie ma niezaprzeczone prawo do naszej miłości, Bóg, który jest zazdrosny o serca nasze, który jest świadkiem najskrytszych tychże tajników ; Bóg, który nas- stworzył i usposobił do kochania w tym celu jedynie, abyśmy Jego nade wszystko ukochali; Bóg, Istota najdoskonalsza, miałby nie żądać i nie wymagać, abyśmy Go dla Niego Samego kochali i miałoby to być Mu obojętne czy w tej miłości na pierwszym planie własnych korzyści szukamy?..
Czyż podobna nawet myśl taką przypuścić! Tytuły ojca, oblubieńca, pana i przyjaciela, do których w stosunku z ludźmi taką przywiązujemy wartość, czyż wobec Boga żadnego nie miałyby znaczenia? Wszak On Sam i to w stopniu stokroć wyższym i doskonalszym, jest naszym Ojcem, Oblubieńcem, Przyjacielem i Panem, a tem samem prawa Jego do naszej miłości przewyższają nieskończenie wszelkie prawa ludzkie!
Prócz tego posiada On tytuł i godność, do jakiej żadne stworzenie rościć sobie prawa nie może. Jest on Istotą bezwzględnie doskonałą, a cokolwiek spostrzegamy w stworzeniach piękności i dobra, jest to tylko, słabem odbiciem, cieniem, zaledwie, doskonałości Boskiej. Bóg nie zabrania, owszem, w pewnym stopniu dozwala i uświęca nawet nasze przywiązanie do równych nam istot: byle jednak to uczucie nie przewyższało ani równoważyło nigdy, naszej miłości ku Niemu; co więcej, wyraźnie nakazuje wspólną miłość między rodzicami a dziećmi, między osobami węzłem krwi złączonemi, tem samem rzecz jasna, że przede wszystkiem i nade wszystko Bóg wymaga dla Siebie miłości naszej całkowitej i bezwzględnej, i żadną miarą zadowolnić się nie może, jakiemś uczuciem dodatkowem, wypływającem z ubocznych przyczyn. Trudno doprawdy, dobrać wyrażenia i słowa dość jasne i dosadne, które byłyby w stanie dać nam pojęcie o całej niegodziwości i zaślepieniu miłości własnej, przez którą człowiek przywłaszcza sobie, lub oddaje równym sobie stworzeniom , te względy i uczucia, jakie Bogu wyłącznie oddawać powinien.
III.
Na koniec nie wystarcza to jeszcze czcić i wielbić Boga miłością czystą i bezinteresowną, na którą On w całej pełni zasługuje; co więcej, powinienem widzieć całe moje szczęście i chwałę, w tem zupełnem zjednoczeniu się z Bogiem i w tej dla Niego bezwzględnej miłości; powinienem całą siłą duszy mojej dążyć do tego, aby Go coraz więcej poznawać i kochać. Na tem też polega cała zacność i wartość uczuć moich; a prawdziwe zadowolenie umysłu i serca tylko na drodze do coraz głębszego poznawania i ukochania Boga znaleźć mogę.
Największą przeszkodą mego szczęścia na ziemi, jest moja ułomność i słabość, która mnie krępuje i nie dozwala na równi z niebieskimi duchami, uwielbiać doskonałości Boskie. Niemniej jednak obowiązany jestem o ile to w mojej mocy, już i w tem życiu dążyć do tego szczęścia które Bóg chce z nami podzielić, a które ma być moim udziałem w wieczności.
Jakżeż pięknem i wzniosłem jest przeznaczenie moje! Polega ono na zupełnem i całkowitem złączeniu się mojem z Bogiem; to bezgraniczne uwielbienie Boga i ta ścisła łączność moja z najwyższą Istotą, najzupełniej mnie uszczęśliwi, tak że już żadnych innych pragnień mieć nie będę. Jakież to poniżenie i niegodne serca ludzkiego uczucie, jeżeli jakąś rzecz lub stworzenie ukocham więcej jak Boga! Bóg z hojności Swojej otworzył mi drogę do szczęścia, pozwala i nakazuje abym w Nim tego szczęścia szukał; a ja miałbym nierozważnie w inną zwracać się stronę?…
Do osiągnięcia tego celu Bóg nie wymaga odemnie żadnych nadzwyczajności, żąda tylko abym go kochał, a ja miałbym się opierać temu wezwaniu, czy to przez opieszałość, lub też z przyczyny że to żądanie zbyt trudnem mi się wydaje?… Jeśli przykazania tego nie wykonam, Bóg grozi mi niepowetowaną stratą, wieczną karą i wiecznem Jego przekleństwem; czyż wobec tej groźby, mam pozostać nieczułym? czyż tak straszny wyrok nie zdoła oderwać mnie od stworzeń, a całą gorącość uczucia mego zwrócić ku Stworzycielowi?…
Pomimo to wszystko niestety, widzę i mam to wewnętrzne przekonanie, że nieraz wpadam w złudzenie, że poddając się próżnym marzeniom, ścigam złudną marę szczęścia, która wciąż przedemną umyka; chcąc się jaśniej wyrazić, przyznaję, że nieraz w fałszywem świetle używania ziemskich rozkoszy, widzę moje szczęście, to jest tam, gdzie go niema wcale, i nigdy być nie może. Rozum i doświadczenie, więcej jeszcze od rozumu przekonywujące, tylokrotne dało mi już tego dowody. Jestem zatem najzaciętszym nieprzyjacielem samego siebie. Powinienem więc tępić nieubłaganie to zło nieskończone, tę miłość własną, która oddala mnie od najwyższego dobra, a natomiast pogrąża coraz bardziej w nędzy i upodleniu, a serce moje czczym dymem złudzenia i próżności napełnia. Nadomiar nieszczęścia, dym ten z chwilą śmierci rozwieje się i jak sen zniknie, pozostawiając mnie w bezdennej .rozpaczy, że przez własną nieostrożność i winę wszystko bezpowrotnie straciłem!
Przestępstwo, które popełniam, odmawiając Bogu miłości, jaka Mu się ze wszechmiar należy, jest tak wielkie, że nie jestem w stanie pojąć nawet, olbrzymich jego rozmiarów. Aby zrozumieć obrazę Istoty nieskończonej, trzebaby mieć nadludzkie, nieokreślone pojęcie.
Przestępstwo to jednej chwili, duszę moją stworzoną na obraz i podobieństwo Boga — przemienia we wstrętny potwór, który budzi odrazę i obrzydzenie nie tylko w Samym Bogu, ale i we wszystkich stworzeniach pozostających w łasce Boskiej. Co więcej, gdybym sam siebie w tym opłakanym stanie ujrzał, musiałbym także przejąć się zgrozą i wstrętem; i gdybym na nieszczęście moje, w chwili śmierci nie miał w sercu miłości ku Bogu, to, nie czekając naw et strasznego sądu Boskiego, sam z własnego poczucia i przekonania, pogrążyłbym się w przepaściach piekielnych jako w jedynem odpowiedniem dla mnie miejscu!
Widzę i uznaję więc o mój Boże! słuszną i nieodzowną konieczność kochania Ciebie, najpierw dla Twej niezrównanej dobroci, a także za te wszystkie łaski, dobrodziejstwa i dary, których mi udzieliłeś i których się jeszcze od Ciebie spodziewam. Powtórzę ze świętym Augustynem, że służąc Tobie i cześć Ci oddając, dajemy Ci tem samem dowód najwyższej miłości; Ty zaś także nagradzasz nas miłością Swoją, i wszystko w miłość przemieniasz, i tylko za miłość zwykłeś nagradzać: żaden bowiem dobry uczynek bez cechy miłości, nagrody wiecznej uzyskać nie może. „Jeśli nie mam miłości,— mówi św. Twój Apostoł,- jestem niczem; i cokolwiek uczyniłbym, choćbym oddał biednym cały mój majątek, choćbym ciało moje wydał na całopalenie, na nic by mi się to nie przydało, gdybym nie miał miłości!”
Lecz niestety! ta miłość tak czysta, tak konieczna w zasadzie, w wykonaniu jest dla mnie rzeczą niesłychanie trudną, z powodu mojej miłości własnej, która nieustannie stara się w sercu mojem miłość Bożą przygłuszyć, lub co najmniej przez brak czystej intencji choć w części przyćmić! Ty jednak, o Boże, żądasz i domagasz się ode mnie tej bezinteresownej miłości! Błagam Cię zatem w najwyższem upokorzeniu ducha, dopomóż mi, abym Cię tak ukochał, jak Ty chcesz być kochanym. Naucz, jak się mam ćwiczyć w tej Twójej miłości, jakich używać sposobów, aby ją sobie przyswoić, aby ją utrzymać i coraz więcej wzmacniać! Ja, sam ze siebie nic uczynić nie zdołam, nawet akt dobrej woli z mej strony, jest Twoim wyłącznie darem; i ta modlitwa, którą w tej chwili przed tron Twój zanoszę, jeśli jest gorąca i szczera, to jedynie z Twego tylko pochodzi natchnienia.
Rozmyślania o miłości Bożej (5) – O aktach miłości Bożej
.
Ks. Jean Nicolas Grou T. J. – Rozmyślania o miłości Bożej. Warszawa 1910.
Błagam Cię zatem w najwyższem upokorzeniu ducha, dopomóż mi, abym Cię tak ukochał, jak Ty chcesz być kochanym.
Pingback: Rozmyślania o miłości Bożej (4) – O aktach miłości Bożej – Niewolnik Maryi